24 maja 2012

Strasznie szybko...

Oj szybko się to wszystko podziało...
Po kolacji u MiMi, zaczęliśmy się spotykać, przede wszystkim wieczorami. On pracował, ja szkoła, przygotowania do matury. Spotkania odbywały się w firmie, wówczas jeszcze mieszkali razem z Lucasem więc ciężko było o intymną atmosferę. Siedzieliśmy właściwie codziennie do 2-3 nad ranem, potem mnie odwoził do domu, wstawałam do szkoły, potem powtórka z rozrywki. Siedzieliśmy, oglądaliśmy filmy, rozmawialiśmy, chodziliśmy też na spacery nad Wisłę. Ale do niczego większego nie doszło. Kilka pocałunków, przytulanie... Nic specjalnego, ale we mnie wrzało... Było napięcie między nami, prawie namacalne... Ja  z resztą sama chyba jeszcze nie wiedziałam co chcę i czego oczekuję. On chciał, ale nie nalegał, byłam mu za to wdzięczna. Docieraliśmy się...
Pewnego wieczoru, siedziałam u koleżanki, popijałyśmy piwko, plotkowałyśmy o dupie Marynie, taki o wieczór babski. Ustaliliśmy że tego wieczoru wiedzieć się nie będziemy, bo ma do późna pracować, więc ja się umowilam z Kaśką. Siedzialysmy, plotkowałyśmy... Wraz  z upływem czasu, mnie ogarniało jakies dziwne uczucie. Hmm, chyba zaczynałam tęsknić... Dziwne...
Kaśka stwierdziła, że chyba się zakochałam... e tam, bzdury!
Czas leciał, a uczucie nie mijało.
Wzięłam telefon do ręki i zanim się dobrze zastanowiłam co robię wysłałam wiadomość do Nico o treści: I wanna make love with u...
Po minucie dostałam odpowiedź: będę za 15 minut...
Dopiero wtedy powiedziałam Kaśce co zrobiłam, nie pamiętam co powiedziała, wiem, że zapaliłam papierosa, ubrałam się i wyszłysmy razem. Nie wiem co wtedy myślałam.
Już był, czekał na mnie... Kaśka go wcześniej nie widziała, słyszała tylko opowieści, powiedziała mi na ucho: wart jest grzechu, tylko bezpiecznie...
Wsiadłam do auta, drogi nie pamiętam... ale pamiętam wejście...
Bez słów, rzuciliśmy się na siebie jak wygłodniałe zwierzęta na świeże mięso... czułam, że mnie rozsadza... zdzieraliśmy z siebie ubrania... upadliśmy na tą czarną kanapę... Jego usta, całowały, żądały... Mój rozum (i chyba jego też) odleciał... I stało się... Poszybowaliśmy patrząc sobie w oczy...
A potem przyszło otrzeźwienie... jak mogłam najszybciej zebrałam się i poprosiłam,żeby mnie zawiózł do domu. Zrobił to bez zbędnych pytań. Cała drogę do domu nie zamieniliśmy ani slowa. Boże, jacy byliśmy nieodpowiedzialni...
Rano, pobudka do szkoły. Trzeba się chwycić za rogi z rzeczywistością, nie bylo to łatwe przy wspomnieniu tej nocy...
Jak na złość MiMi nie bylo w szkole, a ja potrzebowałam się wygadać. MiMi na pewno coś by mi poradziła... Jedno bylo pewne, nie miałam najmniejszego zamiaru odzywać się pierwsza;-/
Mniej więcej w polowie lekcji dostałam wiadomość od Nico, jak się czuję i czy żałuję tego co się stało?
Oszukałabym sama siebie gdybym powiedziała że żaluję... Nie żałowałam... I tak też, zgodnie z prawda napisałam, że nie żałuję, tylko boję się następstw tego co się stało.
Dostałam odpowiedź jednoznaczną,było fantastycznie, ale przyjeżdża po mnie pod Szkołę i musimy coś ustalić.
Jak powiedział, tak zrobił. Wiedzialam, że czeka mnie bardzo ważna rozmowa, może najważniejsza w życiu, od tego co ustalimy może zależeć moje dalsze zycie. Ech, nie tak to miało wyglądać...
Nasza rozmowa byla krótka i rzeczowa, co jeśli, czy ja tego chcę, czy on tego chce... Obydwoje nie chcieliśmy... Więc szybka wizyta u lekarza, dwie tabletki i po stresie... Nadal nie wiedziałam co czuję... Ale wiedziałam że muszę się z nim widywać, czułam wewnętrzny przymus, ciąglo mnie do niego... Bardzo szybko dotarło do mnie, że ja się faktycznie zakochałam. Ale nie wiedziałam że aż tak...

1 komentarz: