18 maja 2012

Faux Pas ciąg dalszy...

Heh, zapuściłam sie troche z pisaniem, ale nadrobię...
Co się działo dalej? Dalej było śmiesznie;-)
Ja chodziłam do szkoły, szalałam na imprezach i spotykałam się z chłopakiem (bardzo ważny wątek, miałam wtedy faceta, co prawda odgrzewany kotlet i wiadomo ze nic  tego nie będzie ale było nice), cos tam uczyłam się do matury, ale nie za wiele co by sie nie przemeczać. Az tu pewnego dzionka, chyba ze szkoły wracałam, dostaje smsa od Nicolasa czy nie umówiłybyśmy się z nimi na kolację we wtorek. Szybka konsultacja z MiMi i umówiłysmy się na... czwartek, a dlaczego? Zawsze mi sie myliły wtorek z czwartkiem po angielsku wiec i tym razem tak było... Tuesday, thursday tak podobne do siebie. Oczywiście MiMi jak zobaczyła smsa to powiedziała że jestem ciołek i tyle bo chcieli sie umówic na wtorek, heh, no cóż... Zaczełam się zastanawiać cow  ich wykonaniu moze oznaczać "kolacja", chyba tylko restauracja, świece wino itp... Francja-elegancja, a jak...
No i nadszedł tenże wtorek/czwartek. Po przekopywaniu szafy w poszukiwaniu odpowiedniego ubrania, doszłam do wniosku że NIE MAM SIE W CO UBRAĆ!!! Kurde nie chodziłam dotychczas na kolacje... Raczej lubowałam się w luźnych ubraniach, dzinsach, bluzach... no i adidasach... Ale od czego ma się koleżanki?? Poleciałam do sąsiadki, blok obok, Kaśka ratuj... Coś tam wymysliłyśmy, ale nie dałam się wcisnać w spódnicę, w żadnym wypadku, dżinsy, koszula i tyle.
Umówiliśmy się u MiMi pod mieszkaniem bo ona mieszka blisko centrum więc tam też czekałyśmy.
Czekałyśmy... czekałyśmy... i czekałyśmy... i czekałyśmy... Znowu dała o sobie znać ich spoźnialskość, masakra jednym słowem. Ale w końcu pojawiło się białe Megane (z tego co pamiętam to po dobrych 40 minutach czekania). Hmm, spodziewałysmy się Panów ubranych "do wyjścia"... No cóż, dżinsy, podkoszulki i buciki uwalane w ziemi nie wygladały zachęcająco. Po szybkich przeprosinach, dowiedziałyśmy się że "musimy podjechać jescze w jedno miejsce, ale dosłownie na 5 minut, potem do firmy przebrać się i idziemy na kolację".  no to jak 5 minut, to skoro tyle sie wyczekałyśmy to 5 minut nas nie zbawi. Byłyśmy wyjątkowo tolerancyjne;-) I pojechaliśmy. Na drugi koniec miasta, a ze korki to u nas standard no to sam dojazd zajął nam sporo czasu. Ale dojechaliśmy, po drodze posmialiśmy się z Lucasem, Nicolas prowadził, coś tam miedzy sobą rozmawiali. W sumie to juz wtedy ich polubiłam, tacy byli swobodni, normalni, nie żadne ą, ę.
Na miejscu okazało się ze Pana do którego pojechaliśmy nie ma w domu... I znowu czekanie. W sumie zaczynało się juz robić późno i zaczęłyśmy napomykać że powoli musimy zmykać w dom ( pełnoletnie byłyśmy ale...).
Panowie chyba w końcu odpuścili i ruszyliśmy w drogę powrotną, oczywisćie nie miałysmy juz za wiele czasu więc nasza "kolacja przy świecach" skończyła się wizytą w McDrive;-). Zaproponowali nam że jezeli mamy jeszcze trochę czasu to pokażą nam swoja firmę i spokojnie tam sobie zjemy.
Pojechaliśmy, było to w centrum miasta, przy Wiśle, super miejsce, firmę urzadzili (co jest stwierdzeniem nad wyrost, bo wówczas byla tam taki burdel że szok!) w miejscu gdzie kiedys była knajpa.
Był tam nawet jeszcze stół bilardowy;-) Wysoki bar, za którym mialo być stanowisko dowodzenia, miejsce do "spoczęcia", wielka skórzana kanapa, duża ława no i wielkie pomieszczenie w którym, miały być ich roślinki.
Zawsze byłam ciekawska, wiec bez skrępowania zaczęłam zwiedzać. No i się zaczęło...
Weszłam do kuchni.
- jaki macie zajebisty obraz!! -zachwyt w moim glosie był słyszalny, obraz przedstawiał wzburzone morze z błekitnymi falami (tylko po co obraz na ziemi i w kuchni??)
- Candy... to jest lodówka... - za plecami pojawił się Lucas
Dopiero wtedy to zauważyłam, upsss, wtopa, no ale niezrażona pomaszerowałam zwiedzać dalej.
- o macie juz założony telefon, szybko! -
-Candy, to jest domofon - znów uczynny Lucas mi wyjasnił, a ja myślałam że spalę się ze wstydu, zamiast popatrzeć dokładnie to gadam co slina na język przyniesie;-)
A przy barze MiMi całą komiczną sytuację opowiadała Nicolasowi. Śmiechu co niemiara, a ja burak...
Stwierdziłam ze się już nie odzywam, bo chyba wyszłam na idiotkę wiec usiadłam na tyłku.
Ale nie bylabym sobą gdybym milczała, więc znów coś palnęłam, chyba ze dziura w blacie to na kega ale dobra dusza Lucas, dławiąc się ze śmiechu wytłumaczył ze to umywalka była.
Bezapelacyjnie zrobiłam z siebie totalna idiotkę-blondynkę ( byłam wtedy blondynką)

Nie wiem co sobie wtedy pomyśleli o mnie, napewno zostałam obgadana. MiMi miała ubaw po pachy, z reszta nawet teraz, po tylu latach jak wspominamy to mi jest głupio, a ona leje po nogach;-)
I wtedy własnie zaczełam chcieć się z nimi spotykać, nie wiem czemu, byli inni, zupełnie inni od facetów których znałam.  Moglismy pogadac, nie tylko o imprezach i samochodach, ale i planach na przyszłość.
Tak właśnie skończyła się "kolacja przy swiecach" komedia pomyłek...
Oni się spoźnili a ja zrobiłam z siebie kompletną idiotkę...
I czas biegł dalej...

2 komentarze:

  1. :D bardzo dobra akcja!
    teraz czekam na... emocje :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emocje... jescze za wcześnie na emocje;-) ale czytaj czytaj, pojawią się;-)

      Usuń