10 maja 2012

Kiedyś dawno, dawno temu...

Ktoś mi kiedyś powiedział, ze gdybym opisała swoją historię, historię którą przeżywam, przezywam i przeżywac (oby) będę, to byłaby z tego niezła telenowela argentyńska;-)
Chyba spróbuję to opisać, jeszcze nie wiem jak to wyjdzie, może pisanie, opisanie tego wszystkiego pomoże się wyleczyć?

A jak to się wszystko zaczęło?

Rok, bodajże, 2004, końcówka, a dokładnie październik.
Ja, wówczas podlotek, zaledwie 19 lat, kosztowałam smaków życia... Imprezy, imprezy...Szkoła, w maju matura (mądra dziewczynka zamiast sobie ułatwić zadanie zdania matury i wybrać sobie 2 przedmioty, wybrała sobie cztery, a wiec nauki dwa razy więcej...a uczyć się nie chciało, oj nie...). Z koleżanką z ławki (pozdrawiam Cię Mimi), wybrałyśmy się, jak co piątek, na imprezę z szantami, miał to byc koncert, ale jako ze była baaardzo brzydka pogoda, artysta oczekiwany nie dojechał i odwołano koncert. Postanowilysmy nie marnować wolnego wieczoru i pobieglysmy na inna Imprezę, już typowo disco, disco;-)
Bawiłyśmy się w najlepsze, parkiet był okupowany bez przerwy (ale wtedy byłyśmy młode i piękne a teraz tylko "i" zostało).
Tańczyłam "solo", bujając się z boku na bok, aż zauważyłam koło mojej głowy, jakieś wielkie, owłosione łapsko, z drugiej strony też, tyle że to owłosione łapsko miało grubą bransoletę na przegubie. Nie pamiętam co wtedy pomyślałam, ale raczej nie było to nic miłego (nie gustuję w łysych, grubych karkach, o owłosionych klatach, a ta ręka do takiego mi pasowała...). Delikatnie, bez gwałtownych ruchów (zwierzyna mogłaby się przestraszyć i pacnąć owa łapą), zaczęłam robić dyskretny desant... I wówczas owe dłonie przemówiły do mnie... Po angielsku...
- Napijesz się ze mną?
Głos zza moich pleców był całkiem miły, wiec się odwróciłam...

cdn.

1 komentarz: