11 maja 2012

Dawno, dawno temu cd.

Odwróciłam się. Niestety moje przemawiające ręce już były plecami do mnie i łapiąc mnie za rękę ciągnęły do baru. Ale zlustrowałam tył... Całkiem, całkiem... Szerokie plecy, umięśnione ramiona, i, co najważniejsze, NIE BYŁ TO ŁYSY KARK!!! Miał czarne włosy, tyle w tym świetle dostrzegłam.
Pokazałam tylko MiMi ze znikam na chwile i zaraz powrócę. I poszedłam za moimi mówiącymi rekami.
Przy barze ręce ukazały swoja twarz... W żadnym wypadku nie wpadłam w zachwyt, ani nie zakochałam się od pierwszego wejrzenie, co to, to nie. Wysoki, czarne włosy, ciemna skóra, wygolona bródka, ciemne oczy, gęste brwi... Biały podkoszulek podkreślał oliwkowa Skórę, spod rękawa wystawał tatuaż a zza dekoltu... busz! Masakra... Pomyślałam, kutwa, boski żigolo...
Nienawidziłam owłosionych klat,a on miał taka której niedźwiedź by się nie powstydził...
Boski żigolo przemówił:
- Hi, my name is Nicolas, what's ur name?
Hmm, no cóz, głos miał bardzo miły, nie wyglądał na niebezpiecznego wiec przedstawiłam się. Miło mi, takie tam... Okazało się, że jest z kolegą, Lucas się zwał. Okazało się ze Lucas świetnie mówi po polsku, wiec żeby nie męczyć swojego zmęczonego mózgu nawiązałam konwersację z Lucasem.
Wyjaśnił mi, że sa obydwoje Francuzami (pomysłalam sobie, znowu? już miałam "przyjemność" poznać jednego francuskiego gagatka, śmieszna historia) przeprowadzili się do polski bo założyli tu firmę ogrodniczą. Rozmowa przebiegała w najlepsze, kiedy przypomniałam sobie ze na sali zostawiłam MiMi, pobiegłam po nią, po drodze, ciągnąc moją oporną przyjaciólkę wyjasnilam ze jest ich dwóch i sa sympatyczni, aczkolwiek uroda nie grzeszą;-)
Dokonałam prezentacji, i siedliśmy przy barze w konfiguracji Ja, MiMi, Lucas i na szarym końcu Nicolas. tylko siedział i patrzył, niewiele rozumiał z naszej rozmowy, z reszta, widac było, ze ma juz mocno w czubie. Chyba czuł się lekko odsunięty;-)
Nie wiem ile czasu tak rozmawialiśmy, o tym skad są, co robili we Francji, ile mają lat itp, itd.
W końcu nadszedł czas pójścia w dom, wiec zaczęłyśmy się żegnać, miło było poznac, życzymy powodzenia bla bla bla. Tak myślałam ze sie zakończy zanjomość, ale nie... Panowie, o osobie Lucasa, zaproponowali że nas odprowadzą. W sumie, czemu nie.
Wyszliśmy z knajpy, szliśmy przez ulice. Rozmowa z Lucasem świetnie szła, czasem Nicolas próbował cos wtracic, ale kiepsko mu to wychodziło. W końcu powiedziałyśmy że my tu odbijamy i to juz nasza droga do domu i znowu zaczęłam się z nimi zegnać, życzyć powodzenia, ale nie... to sie nie mogło skończyć, chyba Lucas (juz nie wszystko pamiętam) poprosił o numer telefonu, ze fajnie byłoby się jeszcze spotkać.
Nie pamiętam dokładnie, czy dałyśmy obydwie numer, czy tylko jedna z nas. Podreptałyśmy do domu, obgadując ich niemiłosiernie;-)
Szczerze, byłam pewna na 200% ze rano się obudzą i nawet nie będa pamiętali ze dostali numer telefonu, z reszta wcale z tego powodu ja bym nie płakała. Nie pamiętam nastawienia MiMi.
To był piątek, a właściwie juz sobota nad ranem.
W poniedzialek szkoła, standardowe życie licealistek. Aż tu pewnego dzionka...

cdn.

3 komentarze:

  1. czekam na dalszą część z niecierpliwością!!! :D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, wiesz pisania to jest jeszcze na kilka dobrych miesięcy, bo tzreba zebrac do kupy 8 lat;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak weny do pisania, bedzie new one w poniedziałek

    OdpowiedzUsuń