9 czerwca 2012

Pierwsza wyprawa w nieznane

Oj, długo nie pisałam, dużo się działo, czasu więc niewiele miałam, a i chęci jakoś też się straciły... Ale nadrobię;-)

Robiło się coraz cieplej, spotykalismy się codziennie. Najczęściej w zestawie 4 osobowym, ja, Nico, MiMi i Luc. Imprezy, spacery, wypady do Parku Wodnego, ech ale było super...
Z tego co pamiętam to był kwiecień, końcówka, jakies 2 tyg do matury zostały, nauka w lesie a głowa w chmurach, a po brzuchu popierdzielały motylki;-) Gdzie mi tam chęć spotkania się np z Hitlerem...  Nagle bariera językowa przestała wogóle mieć znaczenie, dogadywaliśmy się po angielsku. W miedzyczasie obydwoje się przeprowadzili, nadal mieszkali razem, ale już nie wspólnie w pokoju;-) Wiadomo o co kaman...
Odkąd po raz pierwszy wylądowałam u niego na noc, rzadko sie zdarzało żebym wróciła do domu spać. Starzy ładnie się wsciekali, poza tym nie znali Nico.
Nadszedł kiedyś taki dzień, kiedy Nico powiedział że musi wyjechać prawie na tydzień, ma spotkania z Klientami w Belgii, Luxemburgu, Niemczech i chce odwiedzić rodziców, dawno się z nimi nie widział. Co mogłam powiedzieć, szkoda, będę tęsknić. Umówiliśmy się, że dzień przed jego wyjazdem pojdziemy gdzieś na obiad, w końcu po raz pierwszy mieliśmy się rozstać na tak długo.
No i był juz ten dzień... Z obiadu wyszły wielkie nici, bo miał dużo pracy przed wyjazdem i brakło mu czasu na dłuższe wyjście, zdązyliśmy tylko iść na herbatę do pobliskiej herbaciarni (ciekawa jestem czy jest tam jeszcze, muszę sprawdzić). Czas szybko zleciał, trzeba się było żegnać... Ale mi smutno było;-( Obiecał, że będzie dzwonił i pisał jak tylko będzie miał czas ( jeny, rozstawaliśmy się TYLKO na tydzień). No i podreptałam do domu. Miałam ambitny plan ze nadrobię przez ten tydzień ostro naukę, bo powoli zaczynało do mnie docierać, że matura tuż, tuż a ja, hmmm, no cóż, mozna powiedzieć że, pobierałam lekcje praktyczne, które w zaden sposób mi na egzaminach nie pomogą...
I Pierwszy wieczór bez niego... Nie mogłam się znaleźć, więc zamiast się uczyć poleciałam do koleżanki-sąsiadki. Znieczuliłam się delikatnie i jakos nocka przebrnęła. Poranek juz nie był taki skowronkowy. Ale twardo, o godz 10 zasiadłam do nauki. Z telefonem w ręce;-) Napisałam smsa, o której konkretnie wyjeżdza, czy wszystko sobie spakował, takie tam, byle mieć jeszcze troche kontaktu (ładnie juz miałam halo w głowie na jego punkcie). W odpowiedzi dostałam info ze wyjeżdża za 2 godziny i że juz tęskni (motylki w brzuchu na to wykonały korbę). Nie zdążyłam jeszcze odpisać, a dostałam juz 2 smsa, który sprawił, że oczy mi wyszły z orbit. Czy chciałabym z nim pojechać... Głupie pytanie!!! Proste że chciałam! Tylko pojawił się problem, starzy się nie zgodzą... Dwa tyg do matury, w sumie to niewiele go znałam, kilka miesięcy... Ale serce się rwało... Jedź, jedź...
Odważnie zapodałam temat do starych. Moje stosunki z nimi nie mozna było nawet nazwać poprawnymi, ale wypadałoby zeby chociaż wiedzieli. Bardziej zależało mi na zgodzie siostry. Starzy bardzo odpowiedzialnie powiedzieli, że jak siostra się zgodzi to mogę jechać. Więc w te pędy poleciałam do siostry, do pracy, na szczęście pracowała rzut beretem od starych. Ona znała sytuację, wiedziała ze spotykam się z Nico, ale kiedy powiedziałam jej, że chcę z nim wyjechać na tydzień oczywiśćie powiedziała, że nie ma opcji!!! Zaczęłam jej wysuwać argumenty, ze mogę juz więcej nie mieć okazji pojechać w taką podróż, że zostawię jej wszystkie dane Nico, łacznie z adresem i nr tel do niego do domu. Po pertraktacjach i złożeniu obietnicy że będę grzeczna, że będę pamiętała o zazywaniu lekarstw, zgodziła się!!! Więc łapię za tel, dzwonię i mówię JADĘ Z TOBĄ!!! Nico się ucieszył, powiedział ze za pol h będzie po mnie, żebym była gotowa. Więc znowu, pędem do domu, torba, wrzucenie najpotrzebniejszych rzeczy, książek do nauki i czekanie w oknie...
W końcu przyjechał, wyszłam, powiedział ze bardzo się cieszy ze jadę z nim i że napewno mi się spodoba i ze napewno polubię jego brata i rodziców... I wtedy dotarło, o jaaaa piernicze, mam poznać jego rodzinę... i on tego chce... Już zaczęłam się denerwować, a przed nami ponad 30 godzin jazdy... W stresie... No ale wycofać się juz nie mogłam...
Wsiadłam do auta i pojechaliśmy...

cdn