22 września 2012

Ach, te krewetki z whisky...

Czekała nas długa droga... Miałam nadzieje ze bez niespodzianek i problemów... No cóż, po ujechaniu moze 4 km, bum... Wjechaliśmy jakiejś Pani w dupę;-/ na szczęście kasa załatwiła problem i pojechaliśmy dalej. Niewiele pamietam z drogi, oprocz tego ze bylo strasznie wesolo i ze wypalilam chyba ze trzy paczki papierosów. Pamietam tylko ze bylismy nad morzem w nocy, tak jakos romantycznie sie zrobiło...
Dojechaliśmy do jego domu, zdazyl mi tylko tyle powiedziec ze na arzie nie ma nikogo bo rodzice pojechali na rajd do Dakaru (??). Jego dom rodzinny... Śliczny parterowy dom, z ogrodem i tarasem.
Nico pokazał mi swój pokój, ogolnie dom i pokazal gdzie jest lazienka zebym mogla sie odświeżyc. Powiedzial ze czeka na tarasie (w PL bylo zimno jak fix a u nich prawie lato). A więc wyplumkałam sie w wannie i owinieta jedynie recznikiem pomaszerowalam na taras gdzie mial czekac na mnie Nico... I czekał... W towarzystwie 3 innych facetów;-) O matko nie wiedzialam gdzie sie schowac, ale Nico wziąl sprawy w swoje rece i jakby nigdy nic przedstawil mnie pozostalym, okazalo sie ze jeden z nich to jego brat (w sumie to niewiele podobny) a pozostali to koledzy. Bardzo sympatyczni, tylko czulam sie dziwnie kiedy rozmawiali po francusku a ja mialam wrazenie ze mowia o mnie... Co z reszta bylo prawda, jak sie pozniej dowiedzialam;-) podobno sie smiali ze musimy razem smiesznie wygladac bo ja do wysokich nie naleze, raczej z tych niskopiennych jestem, a on... juz nie pamietam ile ma wzrostu ale wysoki... Koledzy sie zmyli, umawiajac sie na wieczór na impreze u jakis jeszcze innych znajomych, ech duzo nowych twarzy i duzo stresu przede mna bylo, ale stwierdzilam, co, ja nie dam rady?? Wylozylismy sie z Nico na kanapie, przed TV, coprawda nic nie ogladnelismy, bylismy zajeci czyms innym... Zasnelismy, po ponad 30h jazdy nikt nie mial sil na nic wiecej. Wstalismy popoludniu i Nico pyta, czy zjem cos? Jasne, glodna juz bylam, marzylo mi sie jakies konkretne danie, kurczak albo cos w ten desen... Nico mial zrobic obiad dla nas, pamietam ze pomyslalam ze fajnie ze umie gotowac, bo ja to nic, totalnie, wstyd sie przyznac, no ale... Nico zaserwowal nam swoje ulubione danie w postaci małych zyjątek w skorupkach i z dlugimi czułkami...Jak sie to je?? I wogole WTF?? Pierwszy raz mialam jesc krewetki, zabralam sie do nich jak zaba do jeza, po dokladnej instrucji ze strony Nico, generalnie, bleeee. Z reszta do tej pory nienawidze krewetek. Wiec zjadlam kilka tych stworzeń, ale bez smaku,  no ale bylam glodna!!! Potem Nico zajal sie praca a ja zwiedzalam dom, kuchnia, jadalnia, salon i 150 innych pomieszczeń, rodzinne zdjecia na scianach, rodzice, Nico z bratem (po zdjeciach wiedzialam po kim Nico ma urode, wykapany tata), widac bylo szczesliwa, zgrana rodzine. W sumie po zdjeciach widac ze niewiele sie zmienil, tylko wydoroslał.
Nadszedł wieczór, czas wybrac sie do znajomych, pojechalismy autem, pytalam Nico, to nie bedziesz pił? Oczywiscie ze bede pil. Wiec doszlam do wniosku ze chyba musimy tam zostac na noc albo co?? No nic,  w kazdym razie dojechalimy, byli Ci koledzy ktorych juz poznalam iz  tego co pamietam jeszcze jakies dwie pary. Na szczescie mowili po angielsku bo bym sie zanudzila, aczkolwiek jakos wiele ze mna nie rozmawiali ale nauczylam sie jakiejs smiesznej gry w której trzeba powtarzac sekwencje ruchów i na koniec pije sie kielicha (czy co tam oni pili, chyba wodke z RedBullem) Na polski to by sie nazywalo Kapitam BlumBlum;-) Do dzis pamietam ta gre i chetnie ja czaem powtzarzam przy alkoholowych okazjach;-)
Impreza trawaa w najlepsze, w pewnym momencie Nico gdzieś mi zniknąl, razem z kolegami... Wrócili, po kilkunastu minutach... Z drogowymi pacholkami na gowach glosno spiewajac jakas francuska piosenke. Stwierdzilam ze go uwielbiam;-) Póżniej poszed zakad z jedym z kolegów o cos tam, nie pamietam o co, ale stawka byla kąpiel w fontannie na Rynku miasta... Niestety przegral... a wiec ekipa mocno podchmielonych Francuzów, zabrala rozspiewane cztery litery i udala sie na rynek. A cieplo to ne bylo, oj nie... No i co, zaklad to zaklad, trzeba bylo sie wykapac... Pan ktory przegral, byl honorowy i mężnie zanurzyl swe cialo (jeszcze kazali mu sie rozebrac do bokserek) w zimnej fontannie;-) kiedy z niej wyszedl dostal na rozgrzanie butelke whisky, ale nie byle jaka, butelka siegala mi do ramion;-) ja rowniez sie skusilam na ten wynalazek, którego wczesniej nie mialam okazji pić. Bleeeee... Do tej pory nie lubie whisky;/ No ale jako ze po moim zestresowanym żolądku grasowaly tylko zjedzone krewetki, co nie bylo zbyt sycacym posilkiem, mieszanka alkoholu szybko udezryla mi do glowy i nastroj zrobil sie od razu luzniejszy;-) ale glowa coraz ciezsza i jakos jezyk odmawial posluszenstwa...
Ale bylo bardzo przyjemnie, az wreszczie komenda od Nico, jedziemy do domu... Wiec pytam, zamawiasz taxi? On na to, nie, taksowki we Francji sa strasznie drogie, ktos po nas przyjedzie. Fajna opcja, przynajmniej nie musialabym spac u nieznajomych;-) Wyszlismy wszyscy na ulice i czekamy, podjezdza koles an skuterku - Nico mowi do mnei ze z nim pojedziemy. No i tak srednio trzeźwa Candy, musiala wypalic: ale jak on 8 osob zabierze na skuterze??!! No coz, w robieniu z siebie idiotki osiagalam wtedy mistrzostwo z dnia na dzien... heh... Okazalo sie ze to jest AlloDrive, kierowca na telefon, spakowal swoj skuterek (zlozyl go w maly plecak) i wsiad do naszego auta i pojechalismy.
W koncu w domu... I wtedy sie zaczelo najlepsze... Leżąc juz w lóżku, walczylam z helikopterami, probowalam je zmusic zeby wreszczie wyladowaly... Wyladowaly... Razem ze mna w ubikacji;-(
Nico mial ubaw a ja wstyd... jakie szczescie ze nikogo nie bylo w domu;-)
Rano, kac gigant... A tu trzeba wstac. Nie pamietam reszty dnia... ale chyba bylo ciezko...
Dobrze ze poznanie rodzicow odbylo sie na trzeźwo;-) ale o tym w nastepnym poscie;-)